The Last of Us, sezon 1, odcinek 1 – Gdy zgubisz się w ciemności – recenzja - Geekosfera.pl (2024)

The Last of Us, sezon 1, odcinek 1 – Gdy zgubisz się w ciemności – recenzja - Geekosfera.pl (1)

UWAGA! Recenzja zawiera spoilery do pierwszego odcinka The Last of Us.

Oj, z dużą niecierpliwością czekałem na serialową adaptację The Last of Us. Wszystkie zwiastuny i zdjęcia promocyjne oglądałem z wypiekami na twarzy. Nie jestem może psychofanem samej gry, ale uważam pierwowzór za jedną z najlepszych historii, jakie nam gry komputerowe zafundowały. Dlatego z ogromnymi nadziejami czekałem na serial, za który zabrano się naprawdę porządnie. Za sterami usiadł sam Craig Mazin, czyli człowiek odpowiedzialny za sukces serialu Czarnobyl oraz główny scenarzysta samej gry, czyli Neil Druckmann. Najgorsze było czekanie, bo jakoś o powodzenie tej produkcji byłem spokojny od samego początku.

Fabuła

Pierwszy odcinek raczy nas pięknymi 80 minutami czystej postapokaliptycznej epickości. Gdy zgubisz się w ciemności ma w zasadzie dwa wątki osadzone w dwóch liniach czasowych, co pewnie dla tych, co grali w grę, nie jest zaskakujące. Co jednak może zaskakiwać to czas. W pierwowzorze naszych bohaterów poznajemy w 2013 roku, serialowym odpowiedniku postanowiono cofnąć czasowo wydarzenia do 2003 roku tak, aby druga linia czasowa i zarazem główny wątek działy się 2023 roku. Moim zdaniem nie przeszkadza to w żaden sposób w odbiorze, a wręcz może dać smaczku – w końcu technologia zamrożona o dekadę wcześniej.

Rok 1968

Zacznijmy od początku. Serial zaczyna się spokojnie i zaskakująco – programem telewizyjnym z 1968 roku, gdzie dwóch ekspertów rozmawia z prowadzącym na temat zagrożenia epidemiologicznego dla naszej cywilizacji. I powiem szczerze, że od razu serial mnie kupił. Było to świetne wprowadzenie w temat infekcji grzybami, okraszony nieco komentarzem na nasze współczesne czasy, czyli pandemia i ocieplenie klimatu jako największe zagrożenie dla ludzkości. Jak robić ekspozycję, to właśnie tak! Ludziska, scenarzyści! Uczyć się! Niewysilone dialogi, sprawiające wrażenie niewymuszonych i naturalnych. Do tego rewelacyjnie zagrane i zrealizowane. Nawet taką scenę, która na pozór ma tylko na celu wprowadzić widza w temat infekcji grzybami, wypieszczono w najmniejszym calu.

Intro

Scenę z lat 60-tych kończy intro serialu. I jest ono na tyle interesujące, że warto się na chwilę nad nim pochylić. Kilka fajnych aspektów można tu wychwycić. Po pierwsze główny koncept. Sekwencja przedstawia rozrost grzybów, która jednocześnie przypomina wieżowce w mieście, a całość kształtami układa się w mapę Stanów Zjednoczonych. Bardzo to przypomina klimatem intro Gry o Tron i ma coś też z Westworlda. Chyba możemy już powoli mówić o „habeowskiej” szkole projektowania czołówki. 😛 Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze muzyka – klimatyczna, wiadomo, ale każdy kto grał w grę komputerową od razu rozpozna ten motyw. To ten sam główny utwór co w pierwowzorze. Doskonale się to wszystko łączy.

Wybuch pandemii

Podobnie jak w grze naszych bohaterów poznajemy w przeszłości – jak już wspomniałem – w 2003 roku. Dokładniej w dzień wybuchu nieszczęsnej pandemii, która doprowadziła do upadku cywilizacji. Tak, jak to miało miejsce w pierwowzorze, zaczynamy sielsko od poranku u rodziny Millerów. Gdzieś na przedmieściach Bostonu żyją Joel, 36-letni budowlaniec, wraz z nastoletnią córką Sarą. W dzień w który ich poznajemy przypadają akurat urodziny ojca. Jest jeszcze brat Joela, wujek Tommy, który razem z nim pracuje. Można powiedzieć, że jest to amerykańska rodzina jakich wiele.

Historia jest podana spokojnie i niespiesznie, ale nie czuć tu dłużyzn. Każda scena wydaje się przemyślana i potrzebna. Od razu można dostrzec wspaniałą relację między Joelem, a jego córką Sarą. Oczywiście mamy tutaj sporą analogię do fabuły gry, a niektóre sceny są wręcz przeniesione jeden do jednego, jak chociażby dialog o tym, jak Sarah zdobyła pieniądze na naprawę zegarka Joela.

Potem rzecz jasna akcja się zagęszcza, a emocje zaczynają buzować. Zaczyna się chaos i dramatyczne sceny, których musimy być świadkami. Znów wszystko jest zrealizowane doskonale. Ponownie dbałość o szczegóły mnie po prostu zachwyciła. Nie dość, że jest tutaj ogromne poszanowanie w stosunku do gry, to jeszcze ta realizacja. Czuć chaos sytuacji i wagę podejmowanych decyzji. Widz wraz z Joelem, Tommym i Sarą czuje tempo i potrzebę błyskawicznego działania. Oglądało się te sceny wręcz z zapartym tchem i mogę sobie wyobrazić, jak duże wrażenie muszą robić na kimś, kto pierwowzoru nie zna i nie wie co się wydarzy później. Moim zdaniem twórcy perfekcyjnie przenieśli na mały ekran cały ten bagaż emocjonalny wstępu gry, a finał wątku z 2003 potrafi rozwalić mózg dokładnie w ten sam sposób. Brawo!

Strefa Kwarantanny 2023

Po około połowie czasu trwania odcinka w końcu przenosimy się do 2023 roku i ponurych postapokaliptycznych klimatów serialu. Podobnie jak w segmencie z 2003 roku, tutaj też widz jest na spokojnie wprowadzany w ten surowy świat niedobitków ludzkości. I znów działa to doskonale. Mamy czas zobaczyć jak Joel radzi sobie po takim czasie i po dramatycznych przeżyciach sprzed 20 lat. Sytuacja polityczna jest nieciekawa, bo niedobitkami ludności w USA rządzi dyktatura wojskowa: FEDRA. To ona kontroluje strefy kwarantanny w całym kraju, których bez pozwolenia zwykłym obywatelom, pod groźbą kary śmierci, nie wolno opuścić. Życie jest ciężkie, zasobów niewiele, a zagrożenie rozprzestrzeniania infekcji w żaden sposób nie zmalało.

Czym jest ta tajemnicza infekcja? Jak się domyślacie: grzyb opanowuje ciało ofiary. Człowiek zarażony traci kontrolę nad swoim ciałem maksymalnie 24h od ugryzienia przez nosiciela. No właśnie i to jest druga duża różnica w stosunku do pierwowzoru. W oryginale infekcja roznosiła się poprzez zarodniki w powietrzu. W każdym razie chory staje się agresywny i atakuje desperacko i bezmyślnie wszystko, co żyje i się rusza. Dlatego szanse przeżycia poza strefami kwarantanny są niewielkie. Jednak nie wszystkim pasuje reżim wojskowy. W całym kraju sprzeciwiają mu się Świetliki (Fireflies). Ich celem jest obalenie FEDRY i wprowadzenie na powrót demokracji. Ich motto: „when you’re lost in darkness, look for the light” („Gdy zgubisz się w ciemności, szukaj światła”), a dokładnie pierwszy jego człon, jest tytułem pierwszego odcinka.

W tym wszystkim odnajdujemy Joela, który zbiera zasoby, aby wyruszyć na misję odnalezienia Tommy’ego, który zaginął gdzieś w głębi kraju podczas wykonywania misji dla Świetlików. Z drugiej strony poznajemy Ellie, tajemniczą nastolatkę niezwykle cenną dla organizacji. Splot wydarzeń powoduje, że ostatecznie Joel i Ellie razem wyruszają poza Strefę Kwarantanny w niebezpieczną podróż. Klimat ponurego społeczeństwa pozbawionego w zasadzie nadziei na ratunek jest tutaj doskonale oddany.

Na dodatek znów kłania się dbałość o szczegóły, które zdecydowanie sprawiają, że świat przedstawiony staje się bardzo wiarygodny. Gdzieś widzimy tablice informacyjne o objawach infekcji, czy czasie rozprzestrzeniania się choroby w zależności od miejsca ugryzienia. Do tego scenografia i kostiumy. Znów szczegóły zachwycają. Pomijam już fakt doskonałego nawiązania do gry, ale po prostu tutaj wszystko pasuje. Ludzie noszą zmarnowane, znoszone ubrania. Nawet wojskowi mają poszarpane i reperowane szarą taśmą elementu umundurowania. Budynki się sypią, nikt też nie przejmuje się, że ściany już nie tylko trzeba odmalować, ale na nowo otynkować.

Postacie

Oprócz doskonale zbudowanej historii, The Last of Us stoi też postaciami. Postać Joela jest tutaj przedstawiona bardzo wiarygodnie. Co więcej, widz od razu zżywa się z tym bohaterem będąc świadkiem tego, co przeżył. Widzimy go najpierw jako ciężko pracującego na utrzymanie rodziny ojca, który ponad wszystko kocha swoją córkę. W pełni też idzie zrozumieć jego przemianę w zgorzkniałego cynika, któremu zależy jedynie na tym, by reszta jego rodzina była bezpieczna. Do tego jego relacja z Sarą, a potem Ellie to też coś, co mocno podnosi walory serialu. Uwielbiam taką chemię miedzy bohaterami.

No właśnie… A propos Ellie. Od czasu ogłoszenia obsadzenia głównych ról jedyne wątpliwości jakie miałem, to do tej postaci. Oczywiście Bella Ramsey to bardzo dobra aktorka, która dała świetny pokaz swoich umiejętności jeszcze w Grze o Tron, ale kompletnie mi nie leżała od samego początku i nadal nie jestem przekonany. Obwiniam za to rzecz jasna grę, bo w zasadzie od strony technicznej nie można się do tej młodej aktorki w żaden sposób przyczepić i odgrywa prawidłowo swoją rolę. Ale jednak nie jest to Ellie jaką znam z pierwowzoru i nieco mi to na ekranie przeszkadza.

I to jest dziwne, bo Sarę, córkę Joela, obsadzono też kompletnie inaczej niż w grze, a tam casting Rico Parker przyjąłem bez zarzutu. Ba! Uważam, że sprawdziła się doskonale i wykreowana przez nią postać daje radę. W ogóle z postaciami jest tutaj całkiem dobrze, ale to też – nie oszukujmy się – jest zasługą źródła. Wystarczyło tego nie spieprzyć i nie spieprzono. Drugoplanowi bohaterowie są wyraziści i autentyczni. Nie mam żadnego problemu z zapamiętaniem ich, co nie zawsze jest łatwym zdaniem – patrz Star Trek: Discovery. A wisienką na torcie w temacie postaci jest obsadzenie roli Marlene, szefowej bostońskich Świetlików, przez Merle Dandridge, czyli aktorki, która udzielała głosu i swojego wizerunku tej samej postaci w grze.

Smaczki

Wszelkie nawiązania i mrugnięcia okiem do graczy zaskarbiają tutaj serca widzów. Pomijam już wspomniane sceny czy dialogi przeniesione jeden do jednego z gry. Oczywiście za tym idą też podobne ujęcia, a nawet praca kamery, która często symuluje nagrywanie „z ręki”. Jest jeszcze muzyka, która jeśli nie jest dokładnie tą samą ścieżką dźwiękowa, co w grze, to bardzo mocno ją przypomina. Ale są też mniej oczywiste rzeczy. Na przykład Sarah nosi t-shirt kapeli o tej samej nazwie, co w pierwowzorze. Gdzieś w trakcie lekcji Sarah dostrzega, że ktoś w klasie kaszle i drży komuś ręka – to pierwsze objawy infekcji, o czym z resztą informują nas tablice informacyjne już w Strefie Kwarantanny z 2023 roku. No i jest jeszcze clicker w ostatnim ujęciu odcinka!

Podsumowanie

Co tu dużo pisać. Jak na razie The Last of Us to serial niemalże doskonały, co jest głownie zasługą materiału źródłowego i poszanowania tegoż źródła. Śmiem nawet twierdzić, że serial robi jeszcze większe wrażenie na osobach, które z grą nie miały styczności. Wówczas widz nie wie, co się wydarzy i zaskoczenie oraz szok na pewno są silniejsze. Co więcej, gdy nie grałeś w pierwowzór, to nie możesz się czepiać chociażby castingu. W każdym razie wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z jednym z najlepszych seriali 2023 roku, który zawiesza bardzo, ale to bardzo wysoko poprzeczkę dla całej tegorocznej konkurencji. Bez wątpienia znajdzie się w moim rankingu topowych seriali mimo, że jestem dopiero po jednym jego odcinku. Co tu dużo mówić – to miłość od pierwszego wejrzenia.

Ten bagaż emocjonalny, jaki dowozi i doskonale sprzedaje serial, to istny majstersztyk. Pan Craig Mazin znów to zrobił i dał nam serial, od którego ciężko oderwać wzrok i o którym ciężko przestać myśleć czekając na kolejny odcinek. Wręcz żałuję, że jest to produkcja HBO i odcinki dostajemy tydzień po tygodniu, a nie netflixowa. Wówczas binge watching szedłby pełną parą. 😀

The Last of Us, sezon 1, odcinek 1 – Gdy zgubisz się w ciemności – recenzja

Powiązane artykuły

Tagi:adaptacja gryhbolast of uslast of us s01scifiserial

The Last of Us, sezon 1, odcinek 1 – Gdy zgubisz się w ciemności – recenzja - Geekosfera.pl (2024)

References

Top Articles
Latest Posts
Article information

Author: Eusebia Nader

Last Updated:

Views: 5763

Rating: 5 / 5 (60 voted)

Reviews: 91% of readers found this page helpful

Author information

Name: Eusebia Nader

Birthday: 1994-11-11

Address: Apt. 721 977 Ebert Meadows, Jereville, GA 73618-6603

Phone: +2316203969400

Job: International Farming Consultant

Hobby: Reading, Photography, Shooting, Singing, Magic, Kayaking, Mushroom hunting

Introduction: My name is Eusebia Nader, I am a encouraging, brainy, lively, nice, famous, healthy, clever person who loves writing and wants to share my knowledge and understanding with you.